– Jak to jest, wszyscy płacimy za śmieci, a dochodzi do takich sytuacji? – pyta pan Zbigniew Ryłko, przedsiębiorca, właściciel starego młyna przy ul. Wszystkich Świętych w Kętach, wskazując na płynące potokiem butelki i kępy suchych traw wymieszane z gałęziami. – To wszystko muszę wybierać i segregować. Nie mówię tu liściach czy gałęziach, których zawsze jest trochę w potoku, szczególnie gdy wieje wiatr, ale to są takie sezonowe śmieci – podkreśla, zwracając uwagę, że te z ostatnich dni, to ewidentnie pozostałości po zimowym sprzątaniu ogródków.

– Tak jest zawsze początkiem wiosny. I chociaż dziś może nie ma tylu śmieci, co wczoraj, ale żeby sobie z tym poradzić, mam przynajmniej trzy godziny roboty – mówi.

– Jak jest sezon plewienia, to pływają butelki po piwie, pozostałości z grilla, tacki. W okresie Świąt Bożego Narodzenia natomiast płyną rozprute ryby, jelita, całe wnętrzności. I wszystkie pozostałości po czyszczeniu ryb wrzuca ktoś do rzeki. To jest okropne. Zaczynam się już tym brzydzić. I nie chodzi nawet o wygląd tej rozprutej ryby, ale o fakt, że są ludzie, którzy z roku na rok robią to samo – dodaje z rezygnacją.

– Postaramy się jeszcze częściej patrolować okolice Młynówki Czanieckiej, szczególnie na ul. Kęckie Góry Południowe w okolicy ogródków działkowych – zapewnia Artur Suski ze Straży Miejskiej w Kętach, która dziś po raz kolejny interweniowała w tej sprawie. – Taryfy ulgowej nie będzie! – podkreśla.

Problem ten trwa od lat, i chyba musi jeszcze dużo wody na młyn upłynąć, nim zmieni się nasze nastawienie do dbania o środowisko. Zdarza się nawet, że pod stary młyn podpływają fragmenty, a nawet całe meble…

– O widzi pani, już mi się zatkała krata i zaraz zacznie się rzeka wylewać. Muszę chwytać się za robotę. Zejdzie mi kilka ładnych godzin, potem chwilka spokoju i czekam na kolejną porcję – uśmiecha się z bezsilności pan Ryłko.

• poniedziałek: 7:30 – 15:30
• wtorek: 7:30 – 17:00
• środa, czwartek: 7:30 – 15:30
• piątek: 7:30 – 14:00